Skutki katastrofy w Polsce

        "Opowiemy dziś bajeczkę,
        o zielonej Ukrainie,
        elektrownię wyje...ło,
        dwóch tylko nie żyje.

        Bracia nic nie powiedzieli,
        myśleli, że się rozwieje,
        ale Szwedzi namierzyli,
        już się Lugol leje.

        Pierwszy maja, Święto Pracy,
        na ulicach tłum wariuje,
        a tu miłość od Przyjaciół,
        ciągle promieniuje"


        "Baju, baju, dylu, dylu, coś wybuchło w Czarnobylu. Jest to bomba atomowa Michaiła Gorbaczowa. Raz, dwa, trzy, kryjesz ty..."


        Dwa dni po wypadku, 28 kwietnia 1986, ok. godziny 5:30 regionalna stacja pomiarowa SPSP (Służby Pomiaru Skażeń Promieniotwórczych) w Mikołajkach zarejestrowała gwałtowny wzrost skażenia powietrza - kilkukrotnie zwiększony poziom promieniowania gamma i ok. 700 razy ponad normalny poziom promieniowania beta. Poinformowano o tym fakcie CLOR (Centralne Laboratorium Ochrony Radiologicznej) w Warszawie. O godzinie 10:00 ogłoszono alarm. Z początku podejrzewano wybuch nuklearny w pobliżu polskich granic, ale analiza składu izotopowego wskazywała jednak na zanieczyszczenie pochodzące z awarii reaktora jądrowego. Wkrótce zaczęły napływac raporty z innych placówek SPSP, które pozwoliły monitorować przemieszczanie się radioaktywnej chmury nad północno-wschodnimi województwami.

        W CLOR powołano zespół śledzący na bieżąco rozwój sytuacji i przygotowujący zalecenia dla ochrony zdrowia ludności. Od władz ZSRR nie docierały żadne dane, mimo iż istniały umowy zobowiązujące do niezwłocznego udzielania wszlekich informacji w takich wypadkach. W elektrowni Forsmark w Szwecji zarejestrowano silny wzrost skażenia, ale nie stwierdzono żadnych uszkodzeń czy wycieków. Wszystko wskazywało na to, że chmura zanieczyszczeń nadpływa znad Bałtyku, czyli z terytorium ZSRR. Radio BBC podało komunikat o awarii w elektrowni jądrowej gdzieś w europejskiej części ZSRR, prawdopodobnie w Ignalinie.

        CLOR zwrócił się do Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych z prośbą o wykonywanie lotów wzdłuż wschodniej granicy i pobieranie próbek powietrza z wysokości 1, 3, 6, 9, 12 i 15 km. Wieczorem władze ZSRR poinformowały w bardzo lakonicznej depeszy:

        "Doszło do awarii elektrowni atomowej w Czarnobylu. Uszkodzony został jeden z reaktorów. Powzięto środki w celu usunięcia następstw awarii. Poszkodowanym udziela się pomocy. Powołana została specjalna komisja rządowa."

        Wiadomość tą podano jako siódmą z kolei w wieczornym wydaniu dziennika telewizyjnego "Wriemia". Zachodnie rozgłośnie radiowe i telewizyjne huczały od domysłów i plotek, bo skażenie wykryto w wielu krajach Europy. Rosjanie niechętnie przyznali się do wypadku i śmierci dwóch pracowników elektrowni, nie poinformowali jednak o skali katastrofy, która przeszła wszelkie wyobrażenie radzieckich ekspertów.

        29 kwietnia ok. godziny 1:00 w KC PZPR rozpoczęło się posiedzenie członków Biura Politycznego, rządu, dowództwa armii. O godz. 4:00 do obrad zaproszono prof. Zbigniewa Jaworowskiego z CLOR, prof. Zenona Bałtrukiewicza z Szefostwa Służby Zdrowia MON oraz dr Mieczysława Sowińskiego - prezesa Polskiej Agencji Atomistyki (PAA). Po kilku godzinach powołano Komisję Rządową, a także ustalono plan postępowania, którego celem była ochrona zdrowia ludności, w szczególności dzieci. Należało jak najszybciej podać dzieciom stabilny, nieradioaktywny jod, by zablokować wchłanianie jodu-131, a tym samym ochronić ich tarczyce. Ze względu na to, że stabilny jod należało podać jednocześnie milionom dzieci, zadecydowano o użyciu płynu Lugola - wodnego roztworu jodku potasu i pierwiastkowego jodu. Oprócz tego zalecono wstrzymanie wypasu bydła, przejście na mleko w proszku (a w razie jego braku sprowadzenie odpowiedniej ilości z zagranicy), ograniczenie spożycia jarzyn i owoców oraz poinformowanie o potrzebie dokładnego ich mycia. Prof. Jaworowski proponował również, by dzieci przez kilka dni pozostawały w domach i nie chodziły do szkół, a także by nie otwierać okien, zmywać ulice, sugerował też, by odwołać obchody pierwszomajowe.

Podawanie dzieciom płynu Lugola. Warszawa, maj 1986.



        Po latach prof. Jaworowski stwierdził, że zalecenia były przesadnie rygorystyczne, ale w tamtym momencie, przy braku informacji ze strony ZSRR, należało działać "z zapasem ostrożności". Bardzo sprawnie zorganizowano zakrojoną na szeroką skalę akcję podawania płynu Lugola, natomiast odwołanie obchodów 1 maja okazało się w tamtych warunkach ustrojowych nierealne. Pomijając względy czysto polityczne, władze obawiały się wywołania paniki w całym kraju.

        30 kwietnia skażenie powietrza było nadal bardzo wysokie, szczególnie w godzinach porannych. Pod wieczór radioaktywność wyraźnie spadła; w kolejnych dniach obniżała się, co wynikało głównie ze zmniejszenia emisji w samym Czarnobylu, a także ze zmiany kierunku wiatru. Niektóre rejony kraju zostały jednak silniej skażone cezem-137 (np. Opolszczyzna, rejon Nysy) w wyniku intensywnych lokalnych opadów deszczu.


Skażenie terytorium Polski cezem-137



        Jod-131, który stanowił główne zagrożenie dla dzieci, jest na szczęście izotopem tzw. krótkożyciowym, o czasie półrozpadu 8 dni. Największa jego ilość dostawała się do organizmu wraz z pożywieniem, szczególnie z mlekiem. Dzieci, którym wcześnie podano stabilny jod i które nie piły świeżego mleka, otrzymały przypuszczalnie nawet pięciokrotnie niższą dawkę jodu-131.

        Na terenach Białorusi, Ukrainy i Rosji (nieobjętych wcale lub objętych bardzo późno akcją podawania stabilnego jodu) zaobserwowano wzrost zachorowań na raka tarczycy. Dane dotyczące Polski są rozbieżne: część badań nie wykazuje zwiększonej częstości zachorowań na ten nowotwór, część natomiast stwierdza zwiększoną częstosć zachorowań. Według danych Komitetu Naukowego Narodów Zjednoczonych do Skutków Promieniowania Atomowego (UNSCEAR) każdy Polak otrzymał średnio w pierwszym roku po katastrofie w Czarnobylu dawkę promieniowania w wysokości 0,3 mSv, a w ciągu kolejnych 70 lat swego życia otrzyma dodatkowo 0,9 mSv. W tym samym okresie w wyniku promieniowania naturalnego każdy Polak otrzyma dawkę 170 mSv. Tak niewielkie dawki najprawdopodobniej nie mają żadnego wpływu na zdrowie ludności.

Archiwalny artykuł prof. Zbigniewa Jaworowskiego , napisany 10 lat po katastrofie czarnobylskiej i akcji jodowej w Polsce. "Wiedza i Życie", maj 1996.

strona główna